Dotykam – boli

      Wróciłam z teatru. Byłam na sztuce napisanej przez młodego Brechta, czyli dziś to klasyka. Rzecz napisana w 1918 roku przez młodego, zbuntowanego twórcę. "Baal". Świetnie zagrane przedstawienie i stawiające wiele pytań, na które widz musi sobie odpowiedzieć.
      Bo jak podpowiada reżyser, tytułowy bohater to każdy z nas.
      Baala znam z kart Biblii. Ten uosabiający walkę życia ze śmiercią, będący personifikacją sił natury bożek ludów kananejskich, ciągle "stawał na drodze" Izraelitom.
      Wiedziałam, że sztuka jest mroczna, że mało tam słów pięknych, pokrzepiających, ale zaintrygowała mnie, bo polecała mi zaprzyjaźniona, młoda i grzeczna Agnieszka. Zadano mi kiedyś pytanie po co są "brudne" książki, spektakle. Może po to, bym mogła ucieszyć się, że w takim brudzie nie tkwię, bym doceniła piękno, którego doświadczam.
      Jest we mnie także potrzeba poznawania różnych spraw ludzkich. Nie poprawię tego świata, nie zmienię ludzi, ale chcę mieć choć małą świadomość, jakie problemy, jakie myśli noszą w głowach ułożeni młodzi ludzie, te grzeczne dziewczynki, i spokojni z pozoru chłopcy, którzy nigdy może tak drastycznie się nie zbuntują, ale żyją z taką potrzebą.
      To jak dotykanie bolącej rany. Wiem, że boli, a jednak dotykam.

Elżbieta Dz.