LEPIEJ IŚĆ DO DOMU ŻAŁOBY

      Ma zapewne rację mędrzec Salomon, ale to jednak takie trudne być w domu żałoby. Zawsze. Teraz, gdy staliśmy nad ciałem 88 letniej Julii, było mi równie ciężko jak nad grobem dużo młodszej Marysi. Została pusta przestrzeń. Zostały wspomnienia, obrazy, ale miejsc po osobach nie wypełnią. Możemy pojechać do uroczo położonych Burgrabic, ale Julia nie będzie stała w progu z wymówką, dlaczego tak późno, dlaczego was więcej nie przyjechało, o Halżusia, jesteś, to dobrze. Nikt już tak do mnie nie powie. I nie chcę by mówił, bo to było urocze tylko w jej ustach.
      Smutek pojawia się i dlatego, że odchodzą ci, którzy pamiętają moje dzieciństwo, młodość.
      A Julia żyła prosto, szczera, czasami do bólu. Na jednej z szarf był napis "Babci o dobrym sercu". I znowu myśl, że tylko tyle właściwie trzeba w życiu zrobić. Tak żyć, by miał kto przy trumnie stanąć, zapłakać, by wśród biesiadników było o czym opowiadać, bo długie, piękne miała życie. Czterech synów wychowałam, jeden mi zmarł, i tak mi do dziś o niego idzie, często mawiała.
      Gdy się pojawialiśmy u Julii, nawet we dwójkę z mężem, musiało być zebranie. Bo tego mi najbardziej brakuje, zawsze mnie tak ciągnęło do braci, ale i do niej przyjeżdżali chętnie. Chłonęła każde słowo, powtarzała wersety, znała ich na pamięć tak wiele. Mogła sama czytać, bo jedyne oczy zdecydowanie nie odmówiły posłuszeństwa. Do końca swych dni czytała Biblie bez okularów.
      I są w życiu sytuacje, kiedy wiem na pewno – tam muszę być. Mogłam znaleźć wymówkę, bo pogrzeb odbywał się w samo południe, więc trzeba zwolnić się z pracy, było zimno, mokro, ale wiedziałam, że tam muszę być.
      I po raz pierwszy poczułam niezwykłą stosowność wspólnego posiłku po pogrzebie. Gości należy nakarmić, uważała Julia. Tak było zawsze. Kiedy byliśmy u niej w szpitalu, słabiutka żałowała , że nie miała nas czym ugościć.
      I może tak prosto trzeba żyć dla tej sprawy najważniejszej.
      Julia. Piękny, serdeczny człowiek.

Elżbieta Dz.