Przyjemnie jest być

Zaczyna się pora roku, kiedy miło jest siedzieć w domu przy aromatycznej herbacie, dobrym ciastku i wspominać ciepłe dni lata. A wspomnień nazbierało się sporo, choć wyjątkowej urody są te z Ochotnicy Dolnej. Turbacz, Krościenko, spływ Dunajcem, wąwóz Homole. Dla tych, którzy tam kiedykolwiek byli, niepotrzebne są zdjęcia potwierdzające jak było nam dobrze. No i to niezwykle spotkanie przyjaciół, wzbogaconych o kolejne pokolenie śpiewaków. Zmienił się standard, bo już dziś nikt nie wyobraża sobie, tych kilku dni w małej szkole w Zawadce, gdzie mieszkało się prosto, by nie powiedzieć prymitywnie. Ale jak nam cudnie tam bywało. Teraz turkotanie kółek u walizek, rozlegające się po korytarzach eleganckiego pensjonatu, uświadamia, że jesteśmy w innej rzeczywistości. Ani lepszej, ani gorszej, innej. Bo i my wszyscy się zmieniliśmy.

Kiedy broniłam się przed kolejnym zdjęciem, Gosia pstrykając skwitowała: za dwadzieścia lat się ucieszysz :-)

Chór Sela połączył ludzi 25 lat temu. Nie wszystkich. Ileż osób przewinęło się przez szeregi, tej dość niezwykłej, grupy śpiewaczej. Kiedyś Piotr zauważył, że ta pasja jest zaraźliwa, bo z rodzicami śpiewają dorosłe dzieci, wielu z nich towarzyszy jedynie, bo opiekuje się potomstwem, które z zainteresowaniem przygląda się zdarzeniom. Na razie.

W pierwszych sopranach stanęłam później niż niektóre moje koleżanki, bo związana byłam z inna "opcją polityczną", a przyłączenie się do społeczności chóralnej odebrano jako zdradę, opowiedzenie się po stronie zła. Dziś już nie bardzo rozumiem jak można było tak sprawy stawiać, nie wiem też ilu młodych ludzi skrzywdzono. Minęło wiele lat i jak śmiejemy się radośnie: Sela? Wiecznie żywa!

Zgrupowania to był zawsze obóz pracy. Dwie próby dwuczęściowe, nabożeństwo rano i wieczorem. Czas wolny przeznaczany był albo na dodatkowe próby, albo jakieś akcje nadzwyczajne jak szycie strojów, bo w przygotowaniu był program na konwencję międzynarodową. Tym razem nie byłam zaangażowana w żadne zadania dodatkowe i tylko byłam. Ale jakże to było przyjemne. Czas na spacer, wycieczkę i rozmowy, rozmowy, wspólny śmiech. Z wieloma osobami widuję się rzadko, wiec jakże przyjemnie było spacerować, pływać po jeziorze czorsztyńskim. Jak przyjemnie było uczestniczyć we wszystkich nabożeństwach, społecznościach. Wiem ile wysiłku organizacyjnego trzeba, by takie spotkanie zorganizować, ale jakoś mało mam wyrzutów sumienia, że w niczym nie pomogłam. Z pamięci za to często wyłania się taka zwyczajna wakacyjna radość istnienia.

Elżbieta Dz.