PROBLEMY

Problemów się nie rozwiązuje, problemy się przeżywa, powiedział poeta. Te prawdziwe problemy, ale ile wokół do załatwienia spraw niby ogromnie ważnych. Ostatnio przez zbory przeszedł szmerek krańcowo różnych opinii. Nie mnie oceniać co inni sądzą, mnie parę spraw zwyczajnie oburza.

Przed laty, gdy w kraju trwał sobie komunizm, wiele razy zauważaliśmy jego duże wpływy na braterską społeczność, choćby w postaci wyborów, wszyscy za, nikt nie odważył się być przeciw. Jak w ówczesnym sejmie.

Problemy, którymi zająć się mają bracia na kolejnym zjeździe są dla mnie sztuczne, tworzone zamiast - zamiast problemów realnych, prawdziwych zagrożeń. Zwoływanie braci z odległych krańców naszego kraju po to, by zastanawiać się czy brawa po konwencyjnym koncercie są „właściwe”, czy lepiej w kompletnej ciszy wyrazić swą radość. Młodzi mają naturalną potrzebę ruchu, rozładowania albo tylko pokazania ekspresji. Komuś nie podoba się kołysanie? Zapraszam na szkolną imprezę, przygotowaną przez urzędników, by przestrzec młodzież przed braniem narkotyków, alkoholem, pustym życiem. I proszę przyjrzeć się młodzieży na sali i posłuchać o czym i jak rozmawiają. Nie zachęcam do pójścia do dyskoteki, choć może byłoby to pouczające. Z obowiązku służbowego bywam tylko na zabawach szkolnych i po każdej obserwacji wystarcza mi na długo mi. Może to zjawiska krańcowe, pośrodku jest normalność, ale często nijaka i pusta. I to jest alternatywa dla tych, którzy kołyszą się na scenie, dostają kwiaty, bo właśnie pokazali nam, że wybierają Jezusa, dla tych, na których brat, w porywie serce położył ręce. Jeśli kogoś drażnią piękne róże wręczone po chrzcie, pod wpływem chwili, dużych pozytywnych emocji czy inne zachowania pod wpływem może działającego Ducha Świętego, to na razie mnie to tylko smuci.

A może zwyczajnie problemów nie ma, społeczność rozwija się prawidłowo, a tylko grupie ludzi jest potrzebne robienie zamieszania? I jakże cieszę się, że jestem kobietą i w takich widowiskach nie muszę uczestniczyć. Jak nie uczestniczę w życiu politycznym, bo wystarczy wyłączyć radio, telewizor, gazety przejrzeć jedynie, by mieć wystarczająca dawkę frustracji.

Mój dom, zaprzyjaźniony był przez lata z grupą braci, których kiedyś tam odłączono bo nie wierzyli we wtórą obecność. Znałam ich dobrze, widziałam w różnych życiowych sytuacjach, byli dla mnie wzorem chrześcijańskiego życia, prawdziwej społeczności. Wiele razy spotykały nas uszczypliwe uwagi, że przyjaźnimy się z niewłaściwymi osobami. Dzisiaj z większą świadomością stwierdzam, że to były najwłaściwsze osoby postawione na mojej drodze. Zakochani w Bogu, Biblii, żyjący pobożnie, uczciwie i konsekwentnie.

Gdyby tak można było kto kim jest zobaczyć
Otworzyć pierś jego, na serce popatrzeć.

Elżbieta Dz.