Winny krzew

Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Jan 15:5

      Przez dwa tygodnie w słonecznym Marche mieszkałem pod winnym krzewem i drzewem figowym. Na skraju ogrodu rosły niedojrzałe jeszcze o tej porze oliwki. Figi same spadały mi do nóg. Co prawda te, które spadły, najczęściej nie nadawały się do zjedzenia, ale zerwanie dojrzałych owoców nie przysparzało mi większych trudności. Może tylko takich, by nie rozgnieść w niezgrabnych palcach miękkiej słodyczy, by nie wypuścić jej z rąk. Jeśli to się udało, można było rozkoszować się cudownym smakiem Bożego daru.
      Z winem było nieco inaczej. Dorodna winorośl wspierała się na pniu innego, ściętego już drzewa. Nie była przycinana, tak jak krzewy na sąsiadującej z ogrodem winnicy. Szeroko rozgałęziała się wogół starego, wspierającego ją pnia. Smaczne owoce zwisały na tyle nisko, że można było je rwać prosto z krzewu. Oderwanie jednak całej kiści wymagało użycia nie lada siły, sprytu lub po prostu ostrego narzędzia. Latorośl mocno trzymała się pędu łączącego ją z winnym krzewem.
      Gdy dzisiaj, już w nieco chłodniejszym klimacie, czytam na świeżo słowo Jezusa o tym, że powinienem być latoroślą wyrastającą z Niego jako Winnego Krzewu, myślę o tej sile, z jaką kiść zwisająca z naszego urlopowego krzewu trzymała się winorośli. Ludziom północy, spragnionym ciepłej słodyczy, łatwo oddawała ona swe owoce, ale z trudnością pozwalała się odłączyć od życiodajnych soków. Czy tak samo łatwo dzielę się swymi owocami z tymi, którzy staną pod Niebiańskim Krzewem, by skosztować Jego słodyczy? Czy moje owoce są tak samo słodkie, jak te, które zrywałem i z rozkoszą spożywałem? Czy tak samo mocno trzymam się pędu łączącego mnie z Chrystusem – Jego Słowa dostarczającego mi życiodajnego ducha?
      Niedawno też dowiedziałem się, że tak z fioletowych, jak i z białych winogron robi się białe wino. To nie kolor samego owocu decyduje o krwisto-czerwonej barwie wina, ale skórka, którą dodaje się w procesie fermentacji. Skórka naszego ogrodowego winogronu była ciemna, twarda i nieco cierpka, gorzka nawet. Ale to ona właśnie zadecydowałaby o pięknym kolorze wina Rosso Piceno, które produkuje się w tamtej okolicy.
      Moje owoce, choć w pierwszej chwili piękne i słodkie tryskającym sokiem, zaprawione są często twardą goryczą "skórki", której smak pojawia się dopiero po dokładniejszym przeżuciu owocu. To jednak właśnie ta gorycz życia zadecyduje o pięknym kolorze wina, które być może powstanie między innymi z mojego winnego grona, co dałby Bóg...
      Czy jestem winną latoroślą, która przynosi obfity owoc? Czy mocno trwam w Krzewie-Jezusie. Czy w goryczach życia umiem dostrzec piękny rubinowy kolor przyszłego wina? Zadając sobie te pytania wspominam cudowne chwile cichych poranków spędzonych pod winnym krzewem i figowym drzewem.

Daniel K.

Przeczytaj Tekst z Biblii Gdańskiej