Znów Nów - Aw 5768 - sierpień 2008

Ps. 1:1-3
Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą bezbożnych
Ani nie stoi na drodze grzeszników,
Ani nie zasiada w gronie szyderców,
Lecz ma upodobanie w zakonie Pana
I zakon jego rozważa dniem i nocą.
Będzie on jak drzewo zasadzone nad strumieniami wód,
Wydające swój owoc we właściwym czasie,
Którego liść nie więdnie,
A wszystko, co uczyni, powiedzie się.

Ps. 84:2-5
O, jak miłe są przybytki twoje, Panie Zastępów!
Dusza moja wzdycha i omdlewa z tęsknoty do przedsionków Pańskich.

Serce moje i ciało woła radośnie do Boga żywego.
Nawet wróbel znalazł domek, a jaskółka gniazdo dla siebie gdzie składa pisklęta swoje:

Tym są ołtarze twoje, Panie zastępów, Królu mój i Boże mój!
Błogosławieni, którzy w domu twoim mieszkają, nieustannie ciebie chwalą! Sela


Mili Adresaci i Czytelnicy małoptasiej księżycowej poczty!

      Koniec lipca to koniec miesiąca Tammuz - to i w moim życiu szereg okazji do wspomnień, refleksji... Jedna z nich pojawiła się 4 godziny temu - kiedy to po około dwóch dniach (dla mnie) ciężkiej fizycznej pracy połączonej z uczuciem dziwnego smutku i niemocy - przeczytałem na słupie, gdzie zwykle przeglądam świeżo przyklejone klepsydry - że w wieku 58 lat zmarła moja nauczycielka z 3 klasy Szkoły Podstawowej, pani magister Elżbieta Ryś... O tyle jest to ważny w moim życiu człowiek, że to ona wprowadzała mnie w podstawy wiedzy o mojej ukochanej polszczyźnie - ona uczyła układać punkty, pytania, spisywać wydarzenia z analizowanych czytanek i lektur, pochwałami i dobrymi ocenami zachęcała do trudów nauki, uczyła podstaw gramatyki i składni. W prosty sposób - który inni może zastąpili by twierdzeniem o wpływie pogody lub dla mnie dużego wysiłku fizycznego - tłumaczę ogromnie trudną dla minie ostatnią noc - intuicyjnie wyczułem odejście tego zasłużonego dla częstochowskiej społeczności pedagoga i nauczyciela - która ucząc w początkach lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia klasę III c w Szkole Podstawowej nr. 44 im. Leona Kruczkowskiego najprawdopodobniej zaczynała piękną, zawodową drogę... Kiedy czytałem klepsydrę - dzisiaj, w sobotę, 26 lipca około 12.00 - właśnie rozpoczynał się uroczysty pochówek w odległym od centrum cmentarzu na Rakowie. W czasie spokojnych, drobnych zakupów w dużym sklepie na peryferiach Częstochowy z rozrzewnieniem i łezką w oku myślałem o mijającym czasie...
      Również do wspomnień, do używania mojej ukochanej polszczyzny (przyznaję - w daleki od doskonałości i bezbłędności sposób) nakłonił mnie dramatyczny w treści, wyważony w formie mail od Adama Hojncy o chorobie jego żony Ruty, z prośbą o modlitwę. Z wielkim zaangażowaniem emocji i sił twórczych zredagowałem je i poprosiłem Adama o akceptację dla ich publikacji, którą mi udzielił (otwórz załącznik "Rutka i tyle")...
      I tak oto w atmosferze wzruszeń, łez w oku - tak jakby całkiem w naszym narodowym, polskim, rzewnym stylu witamy piąty miesiąc w kalendarzu żydowskim - o nazwie Aw - choć w zasadzie jest dopiero czas około ostatniej kwadry miesiąca Tammuz....
      Serdecznie pozdrawiam - Mały Ptak czyli Paweł Krajcer,

Częstochowa, sobota 26 lipca 2008 rok, czyli 23 Tammuz 5768 rok


1 Aw 5768 –2 sierpnia 2008 roku
9 Aw - niedziela, 10 sierpnia - Święto 9 Aw (Tisza be Aw)
ostatnia kwadra - 25 lipiec 2008 rok
najbliższy nów - 1 sierpień 2008 rok



Jej jedwabne rajstopy czyli „Rutka i tyle”

      Moje materialne istnienie na planecie „Ziemia” - jak do tej pory – drgało przypływami żywo pulsującej w żyłach krwi, optymizmu, chęci doznania szczęścia i radości, bycia z ludźmi i cieszenia się ich pięknem oraz – odpływami – czyli nastrojem refleksyjnym, polegającym na rozmyślaniu o niezadawalającym mnie, grzesznym kształcie mojego cielesnego bytu, o potrzebie całkowitego poświęcenia się Bogu i umartwiania wpisanych w moją witalność potrzeb.

      Koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia to czas intensywnego ożywienia, krwistego temperamentu, który wszędzie naokoło szukał karmiących jego głodne spojrzenie pięknych widoków. W tym to czasie – z różnych powodów i okazji – kilka razy odwiedzałem stolicę Dolnego Śląska – Wrocław. Jedną z nich było społeczne spotkanie badaczy Pisma Świętego (czyli moich współwyznawców), zwane „konwencją”. Na przełomie lata i jesieni 1989 roku odbywało się ono w sali kinowo-teatralnej wrocławskiego Domu Kultury. Wśród skupionych na słuchaniu kazań i wykładów o głębokich treściach etyczno-teologicznych chrześcijan wyznania Wolnych Badaczy Pisma Świętego pewnie było wielu takich jak ja – niedojrzałych entuzjastów nauki biblijnej, którzy prócz pouczających wskazań Pisma Świętego i nauk doktrynalnych potrzebowali po prostu... piękna.

      A „piękno”... było wsparte na balustradzie balkonu, miało ubraną białą luźną koszulkę prostego kroju i długi, gruby warkocz o jasnym kolorze włosów...

      I właśnie wtedy zaczęły pulsować w moich skroniach słowa, które później spisałem na kolorowej zakładce do książek – z wizerunkiem dojrzałego żytniego kłosu. Słowa, które łączyły zachwycający mnie widok dziewczyny o blond włosach z niemniej mnie emocjonującą Świętą Księgą – Biblią. Miały formę krótkiego, białego wiersza, a może raczej poetyckiej notatki.

Oto ona:

Rut

Jest piękna.
Bo
Jej
włosy
mają
kolor
kłosów
z pola
w Betlejem.

          Wrocław '89

      (Notabene, słowa te nigdy nie przeczytała osoba, będąca bezpośrednim natchnieniem do ich napisania...)

      Rutka nie była dla mnie już wtedy osobą anonimową, nieznaną – przyjeżdżała do swoich koleżanek z Częstochowy z którymi i ja się znałem i przyjaźniłem. Zachwyty chadzają swoimi, niezrozumiałymi dla doznających ich śmiertelników ścieżkami, a życie oddanych Bogu ludzi biegnie wyznaczoną przez samego Wiekuistego, niełatwą ale prostą drogą. Z Rutką jeszcze wielokrotnie spotykałem się przy czytaniu społecznym Biblii w Krakowie, Chorzowie, czy też podczas jej bytności w miejscu mojego zamieszkania, kiedy odwiedzała swoje znajome, by... w końcu zagościć na jej uroczystych zaślubinach ze spokojnym, niezwykle rzetelnym człowiekiem, chyba trochę młodszym od niej – Adamem. I odtąd zaczęli tworzyć dla moich uczuć nierozłączającą się z soba nigdy parę. Zamieszkali w Chorzowie. Kiedy ja w sobotę jeździłem na śląskie spotkania młodzieży „badackiej” - ich spotykałem czekających spokojnie na autobus w stronę Zagłębia – do Sosnowca, gdzie czekali na nich schorowani rodzice Rutki.

      Rutka to nie tylko osoba o wyraziście jasnym kolorze włosów i budzącym miłe uczucia wyglądzie – to także niezwykle wrażliwe wnętrze, przykrywające spokojnym sposobem życia niezwykłą żywotność uczuć, bogaty temperament twórczy. Dzięki Najwyższemu mamy okazję znać Jej wiersze, opublikowane w 6 i 7 tomiku poetyckiego cyklu małych książeczek pod wspólnym tytułem „U Żródeł”. W książeczce szóstej, (która podczas tworzenia tego wspomnienia nie jest dostępna dla mnie) pamiętam, że umieściła najbardziej żywą, pulsująca temperamentem poezję, która mnie zachwycała nocnymi niepokojami poetki, pełnymi oczarowania ludźmi, sytuacjami Rutce bliskimi.

      Ale ja najbardziej lubię „poetycko zaangażowany” wiersz Rutki, zestawiający Jej kobiecą wrażliwość i dbałość o wygląd zewnętrzny – symbolizowane przez bardzo kobiecą, ekskluzywną część garderoby czyli jedwabne rajstopy z tym, czego tak teraz wiele w otaczającym nas na co dzień materialnym świecie – z o obrazem nędzy, biedy, bezdomności... Bardzo plastycznie ten mądry wiersz pokazuje rozdwojenie współczesnego świata na elitarność, luksus, bogactwo, urodę, zdrowie i na biedę, cierpienie, ubóstwo, ból i chorobę... Autorka z niepokojem pyta co ona, co ja i Ty, Czytelniku robimy by bolesność owego rozdwojenia załagodzić. Bo niestety – usunąć z współczesnego świata tego, co jest z mądrego dozwolenia Bożego ludzkim doświadczeniem – czyli zła, cierpienia i biedy – sami nie możemy.

      Bezpośrednim powodem spisania tych trochę osobistych refleksji była wstrząsająca mną wiadomość o nagłym załamaniu się zdrowia Ruty Hojncy-Ochabowicz. W pełnym spokoju i ufności mailu -Jej mąż – rozważny i mądry Adam – prosi o modlitwę za niespodziewanie tracącą życie żoną...

      Czy współczesny świat wyleczy się w końcu z bolesnych kontrastów, czy nadejdzie obiecane Królestwo, niosące ulgę i dostatek chorym i biednym, czy organizm kochającej życie, męża, syna i wielu innych ludzi Ruty pokona ciężkie schorzenie krwistej tkanki – może właśnie to wszystko zależy od moich i Twoich uczuć, modlitw i starań?

Mały Ptak czyli Paweł Krajcer, Częstochowa, 21 lipca 2008 roku

A oto omawiany wiersz Ruty:

Nie jest za póżno?

          (Nędzarzom)
Na pokory kolanach
w spuszczonych oczach rozpaczy
krzyk bezruchu
bezradność samotności
odrętwienie obojętności
niebyt odrzucenia

nawet nie jak gołębie
w okruchach beztroskie
już nawet nie Nic...
a
obok przechodzą mimo
moje jedwabne rajstopy
i
zegar bije dwunastą

          7.05.93