Jakie są jabłka złote srebrną robotą oprawione, takieć jest słowo k rzeczy powiedziane. (Przyp. 25:11 Biblia Brzeska)

2 Siwan 5767 - 19 maja 2007
Powrót do strony tytułowej

Elżbieta Dziewońska
Być razem


      Znowu skądś przyfrunęła do mnie myśl, a gdyby tak w badackim gronie za-mieszkać razem. Około dwa tysiące mieszkańców, to taka spora wioska. Na środku wybudowalibyśmy sobie salę i … Być może na budowie sali, domu mo-dlitwy, miejsca nabożeństw, sali zebrań, skończyłaby się nasza wspólnota. Bo niby dlaczego na środku, to się źle kojarzy. Lepiej nad rzeką, ale tam braterstwo XY mieliby za daleko. Poza tym nad rzeką? Muchy, komary i niebezpiecznie dla dzieci. A jak ma sala wyglądać? Może wieżyczka? Ależ skąd! Po co!? Źle się kojarzy i podraża inwestycję. No to z płaskim dachem. Ale taki barak? No a gdyby skosy, to można by pokoje gościnne. No bez przesady, od czego mamy hotel. Ale duża sala na próby chóru musi być. Nie musi, bo i chóru nie musi być. Wszyscy lubimy śpiewać, duża sala nabożeństw wystarczy.
      Taka myśl o wspólnym mieszkaniu pojawiła się w perspektywie Wielkiego Wakacyjnego Podróżowania. Jest już wykaz konwencji, różnych zgrupowań i chęci odwiedzin i jak to godzić czy wystarczy na wszystko czasu, sił i pienię-dzy?. Tych ostatnich na podróżowanie potrzeba coraz więcej. Kiedyś to były czasy… Oczywiście zapomniałam jak to jest, gdy do Białogardu jechało się np. w "umywalce", bez możliwości dotarcia do toalety, bo taki był tłok, a do Lubli-na to niejeden raz jechałam prawie na baczność i jeszcze zdrzemnąć się udawa-ło. A jak było miejsce siedzące w przedziale, to trzeba było znosić albo zaduch, albo chrapanie. Trochę przesadzam, bo ogólnie jeździło się sympatycznie, ludzie byli otwarci, skorzy do rozmów. I miało to swój urok, dostarczało wielu pozy-tywnych emocji. Ale kilometrów do pokonania mamy sporo, jeśli chcemy się spotykać.
      A może myśl o podróżowaniu pojawiła się na widok zdziwionych oczu kole-żanek, jak to można od razu po wizycie w Krakowie, skoczyć do Częstochowy, a w planie wakacyjnym mieć i Lwów, a już na pewno Ciemnoszyje, Białogard. Bo dla niektórych wyjazd do Krakowa to już znacząca wyprawa. I po raz kolej-ny przekonuję się, że są sprawy, których wytłumaczyć się nie da. Zwłaszcza, że jutro jedziemy do Andrychowa.
      A i tak mieszkamy we wspólnej wiosce. Tej globalnej.


rys. Andrzej Dąbek