Jakie są jabłka złote srebrną robotą oprawione, takieć jest słowo k rzeczy powiedziane. (Przyp. 25:11 Biblia Brzeska)

10 Ijjar 5767 - 28 kwietnia 2007
Powrót do strony tytułowej

Elżbieta Dziewońska
Wsiąść do pociągu


      Ta niegdyś popularna, jasna w przesłaniu piosenka, dla wielu jest dziś niezrozumiała. Czemu do pociągu?
      Niedawno zaprzyjaźniona sąsiadka zorganizowała swoim wnukom wycieczkę autobusem szynowym, bo przez naszą miejscowość tradycyjne pociągi już nie jeżdżą. Ależ dzieciaki miały frajdę. Bo pociąg, w zmotoryzowanym społeczeństwie, stał się dla wielu jedynie atrakcją.
      Ja też większość podróży odbywam autem, w najgorszym wypadku autobusem, co poczytuję sobie za utrudnienie, bo to tyle czasu się marnuje. Ale gdyby takie podróże potraktować w kategorii zysków, od razu stają się przyjemniejsze. Pamiętam jak Staszek swoją zniżkę kolejową wykorzystywał, by w pociągach właśnie, rozdawać broszurkę "Nadzieja", rozmawiać z pasażerami. Bo pociąg, autobus daje możliwość kontaktu z ludźmi, nawet jeśli jest to tylko przyglądanie się ich zachowaniom.
      W autobusie Pan opowiadał o swoim pobycie "w psychiatryku na odwyku" i to w kontekście zapłaconego mandatu za brak biletu. Podchodził do współpasażerów, rozmawiał. Wywołał śmiech, komentarze.
      Rodzice trochę chorowali, więc odbyłam kilka podróży do nich pociągiem. Ileż obserwacji. To nie tylko swojski, zawsze miły sercu krajobraz za oknem, ale różne ciekawe zachowania ludzi. Sympatyczna konduktorka z takim apetytem zajadała kawał kiełbasy z chrupiącą bułeczką. Taka prosta kobieta, ale zadziwiła mnie troską o pasażerów. Pani jechała z synem do kliniki, coś tam przepakowywała w torbie, wypadały jej różne rzeczy, konduktorka rzuciła się by jej pomóc. Nie pamiętam z czasów kiedy intensywnie podróżowałam, takich zachowań obsługi pociągu.
      Gdy wracałam, towarzyszyli mi panowie, po "szychcie". Nie wyglądali na spracowanych, dyskutowali o przeczytanych w gazetach nowinkach jak to potoczą się losy naszej planety, któryś przeczytał książkę historyczną i uświadamiał współtowarzyszy kim był Korybut Wiśniowiecki. Nie były to rozmowy znawców, ale zaciekawili mnie, bo nie wymieniali narzekań, ale jakieś pozytywne wieści i nieźle się przy tym bawiąc.
      Jeszcze spotkałam panią, której nie widziałam z 15 lat. Zawsze mile mnie zaskakuje, że ktoś mnie poznaje, a już w osłupienie wprawia, gdy pamięta imię, męża, dzieci, jakieś zdarzenia z mojego życia.
      Maszerowałam radośnie nasza uroczą alejką z poczuciem, że warto czasami wyjść z wygodnego samochodu i wsiąść do pociągu, nawet niekoniecznie byle jakiego.


rys. Andrzej Dąbek