Jakie są jabłka złote srebrną robotą oprawione, takieć jest słowo k rzeczy powiedziane. (Przyp. 25:11 Biblia Brzeska)

26 Nisan 5767 - 14 kwietnia 2007
Powrót do strony tytułowej

Elżbieta Dziewońska
Jak co roku


      Już nie pamiętam od ilu lat pamiątkę obchodzimy w gronie osób w podeszłym wieku, mieszkających w miejscowościach rozrzuconych w najbliższych nam, malowniczych górach. W coraz mniejszym gronie. W tym roku siostrę Julię odwiedziliśmy w szpitalu, pozostałe dwie osoby czekały na nas też schorowane, obolałe. I można było zrezygnować, być chociaż raz w naszym zborze, niektórzy nawet dopominają się tego, bo też coraz nas mniej. Ale coś każe nam wsiąść w samochód i pojechać właśnie tam, do tych osamotnionych sióstr. I pozornie wygląda to tak, że my dajemy im odrobinę radości, zainteresowania, potwierdzenia więzi aby "społeczność nasza była z Ojcem i z synem jego Jezusem Chrystusem". Ale chyba my z tych społeczności wynosimy więcej
      I jest w tych naszych wyjazdach coś trudnego nawet do nazwania, czego nie doświadczałam wcześniej, siadając na swoim wygodnym zgromadzeniowym krześle. Może to wiek sióstr, owa świadomość końca wędrówki, wszystkie wątpliwości, ale i radość z przebytej drogi, sprawiają, że święto ma dla nas niezwykły wymiar.
      Nie ma tu nic z marketingu, jaki proponuje w tym roku jedno z wyznań - zaproszenie tłumu gości, by w ekskluzywnej, hotelowej sali spożywać chleb i wino, mocno podszyte jest, jak dla mnie, czymś nieprawdziwym. Wolę tę naszą pamiątkę "w drodze", w szpitalnej salce, gdzie udało się nawet zaśpiewać pieśń, przeczytać stosowne fragmenty z Ewangelii, wspólnie się pomodlić. A Julia siedziała słaba, obolała, bezradna, ale czujna na każde przejęzyczenie w czytanym tekście, który zna na pamięć. I jak zawsze najbardziej ubolewała, że nie może bywać na nabożeństwach i nie może gościć braci. Ponad osiemdziesiąt lat bardzo aktywnego życia.
      I jak w wierszu poetki "nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy". Co roku to samo święto, a zawsze inaczej.


rys. Andrzej Dąbek