Elżbieta Dziewońska
Słońce

Szabbat   1 Tiszri 5766
23 września 2006



      Jeszcze jest ciepło, ale już nie ma złudzeń, lato odchodzi. Były już dni prawdziwie jesienne, ale o tej porze roku zawsze jakoś łatwiej je przeżyć, wszak to jeszcze czas słońca. Ale gdy nie świeci, gdy nie ogrzewa zziębniętych dłoni w pracy, robi się smutniej.

      Nie mam nałogów, ale nie potrafię żyć bez ziarenek słonecznika. Najlepiej w łupinkach, bo lubię proces żmudnego łuskania. Najmilsze wspomnienia związane z grupowym łuskaniem mam z Pawłowa. Siedzieliśmy na miedzy, a że był to już czas dojrzewania słoneczników, zajadaliśmy ziarenka ze smakiem, gwarząc sobie, żartując. Nigdy wcześniej, ani potem nie jadłam takich wielkich i takich smacznych ziaren. Na działce rodziców też co roku odbywało się święto słonecznika, ale mój tata, znany perfekcjonista, zabraniał plucia łupinkami gdzie popadnie, bo robił się śmietnik, ale restrykcje sprawiły, że te działkowe przysmaki smakowały jakby mniej.

      Teraz na słonecznik nie trzeba czekać do końca lata, można go zajadać i to w różnych postaciach w karmelu, na słono, łuskany, ale i w twardych łupinkach. Do zbiorowego pogryzania nie mam serca. Za to bardzo lubię, czytać i łuskać. Pomagał mi słonecznik skupić się gdy musiałam czytać obszerne lektury. Łatwiej było mi nie zasnąć, wspomagał koncentrację. A może to była tylko zimowa tęsknota za słońcem, zaklętym w tych małych, smacznych ziarenkach?

      Nie znoszę plucia łupinkami gdzie popadnie, w szkole należę do surowych tępicieli tych co śmiecą. Wszystko ma swój czas i miejsce. Łupinki w klasie, klatce schodowej, przy parkowej ławce, drażnią mnie bardzo. Nie znoszę jak idą sobie ulicą on i ona, albo nawet cała rodzinka, każdy ze swoją torebką i plują pod nogi.

      "Bóg jest słońcem", ale warto mieć jakąś własną, materialną pociechę na jesienne, ponure dni. Ale dla mnie to też swoista przypominajka, bo ilekroć sięgam po tacę, na którą łuskam ziarenka, pojawia się myśl: słońce, Bóg, opieka, ciepło, troska.


Rys. Andrzej Dąbek