Elżbieta Dziewońska
|
|
Powtarzamy sobie często, że nie jesteśmy z tego świata. Ale trzeba pracować być w różnych związkach z ludźmi. Trudne są układy zawodowe, ale to też trzeba oswoić, jakoś w nich funkcjonować. Rzadko jeżdżę na nauczycielskie wycieczki, które są u nas wpisane w kalendarz roku szkolnego, ale uważam, że to potrzebny element integracyjny i łagodzący obyczaje. Stan napięć w pracy jest tak duży, że potrzebne jest spojrzenie na siebie z innej strony, nawet niekoniecznie tej lepszej. A towarzystwo jest w miarę kulturalne. No i po powrocie jakoś mniej niektóre koleżanki mnie denerwują, przestała przykrą być myśl, że we wrześniu znowu się spotkamy. W tym roku nałożyły mi się wyjazdy: wycieczka do Rzeczki i zaraz potem wyjazd do Tarnowa na konwencję. Porównania nasuwały się same. Kontrasty bytowania, bo mieszkaliśmy w bardzo skromnym pensjonacie i z drugiej strony wygodna, elegancka sala tarnowskiego Urzędu. Tu ludzie odsłaniający prawdziwych siebie, tu przyodziani w niedzielnie szaty, drzemiący w skupieniu na wygodnych krzesłach. Ale to chyba nie ten zgodny chór miał Piotr na myśl. Ale i po raz kolejny dotykanie tragedii XX wieku. Słyszałam o nazistowskich pomysłach na zagospodarowanie Gór Sowich, ale co innego słyszeć, co innego zobaczyć. I znowu z jednej strony miejsce męczarni, wielu tragedii dla nas dzisiaj niewyobrażalnych i po drugiej stronie piękno, bo po wykutych korytarzach, zalanych wodą płynie się łódkami, podświetlone skały wyglądają pięknie. Ile tam jeszcze spraw niewiadomych? Przed wielu laty spacerowałam z przyjaciółmi malowniczymi szlakami Gór Sowich, zupełnie nie mieliśmy wtedy pojęcia, co kryją skały. Miejscowi milczeli, nie wiem ze strachu, może grozy. I po raz kolejny potwierdza się ewangeliczne, że "nie masz nic skrytego, czego by się nie dowiedziano i coby na jaw nie wyszło". |
Rys. Andrzej Dąbek |
|