Elżbieta Dziewońska
Świat nie jest domem mym

Szabbat   18 Adar 5766
18 marca 2006



      Któregoś ranka, przy lekturze jakichś kolejnych politycznych sensacji, dotarła do mnie cała apolityczność poglądów "badaczy" i takie pełne wyobcowanie z "tego świata".

      Moje pokolenie myśli już bardziej liberalnie, niż nasi rodzice. Posiadamy telewizory, choć dziadkowie jeszcze krytykowali radia, popijamy czasami wino, choć pamiętam święte oburzenie, kiedy w domowym kredensie rodziców pojawiły się kieliszki, bardziej jako dekoracja niż do użytku, ale były. Ubieramy się zgodnie z panującym obyczajem, młodzi ludzie nie muszą brać ślubu, jeśli zostali "namierzeni", że trzymają się za rękę. To nie tak dawno, kiedy chłopak siadał koło dziewczyny na konwencji, kazano mu się z nią żenić. Kto dzisiaj w ogóle śmie głośno wypowiadać się na temat wyborów życiowego partnera.

      Marzyła nam się kiedyś wspólnota. Chodziliśmy do różnych szkół, moglibyśmy być samowystarczalni, moglibyśmy trwać w społeczności, śpiewać, modlić się, nie trzeba byłoby tracić czasu i pieniędzy na dalekie czasami wyjazdy, by się spotkać.

      Przy porannej kawie wyobraziłam sobie, że decydujemy się: zakładamy wioskę. Pierwszy problem byłby: gdzie. Jedni wolą morze, inni góry, a pozostałym odpowiada równina. Powiedzmy, że udałoby się dogadać gdzieś nad pięknym jeziorem Wdzydze. Ale nawet gdyby udało się wszystkim wybudować domy, wioskę należałoby zorganizować, zapewnić miejsca pracy, żłobki, szkoły. Może musiałyby to poprzedzić stosowne wybory, nawet w jawnym głosowaniu na dużej sali zboru (mielibyśmy taką wielofunkcyjną nowoczesną halę sportową z basenem i ośrodkiem kultury). Ale kto pilnowałby porządku, jeśli w policji to jakoś chrześcijaninowi pracować nie wypada. Kiedyś usłyszałam, że bibliotekarz (mój zawód wyuczony i wykonywany) też nie jest dobry dla naśladowców Pana Jezusa. Sami lekarze i pielęgniarki, unieśliby cały ciężar organizacyjny miejscowości, która przecież gdziekolwiek by istniała, w jakieś państwo musi być wpisana?

      A może mam zbyt ograniczoną naszymi realiami, przepychankami politycznymi, wyobraźnię? Może by się udało?

      Jeden z braci często powtarza o ogromnym potencjale jaki tkwi w naszej społeczności, że moglibyśmy "rządzić", zaprowadzić ład na nasze wyobrażenie, ale nie wiem czy dałoby się w takim społeczeństwie funkcjonować. I może korzystniejsze jest nasze rozproszenie. Może w małym, odległym od społeczności Głogówku jestem Panu Bogu do czegoś potrzebna?


Rys. Andrzej Dąbek