Elżbieta Dziewońska
|
|
Z okien mojej biblioteki widać mały, ale płaski dach, pokryty grubą warstwą śniegu. Niemal każdy, kto wchodzi, zwraca uwagę: o na tym dachu jest śnieg. Bo skojarzenie płaski dach - warstwa zlodowaciałego, śniegu długo jeszcze kojarzyć się będzie z tragedią w Katowicach. A gołębie, nawet te karmione na krakowskim rynku, z tymi opuszczonymi na resztkach metalowej konstrukcji. Budynek hali targowej w Chorzowie-Katowicach funkcjonował wiele lat, nie widać było jakichś oszczędności, jakichś wad konstrukcyjnych, niedopatrzeń inspektorów nadzoru. Zadecydował być może brak jednej decyzji - sprzątamy dach po śnieżycach. Tragedia zaczęła przemawiać do mnie nie ogólną liczbą zabitych, ale pojedynczymi historiami. Ktoś nie dojechał, bo zepsuło mu się auto, a w sąsiedniej miejscowości żałoba po całej rodzinie, ocalał chłopiec, który został na niedzielne popołudnie u babci. Od tragedii w Chorzowie nawet popularna piosenka „pyk, pyk, pyk z fajeczki, duś, duś, duś gołąbeczki, fajeczka, gołąbeczek, ławeczka, ogródeczek” brzmi smutno. Ale drażniąca dla mnie jest cała atmosfera wokół ludzkiego nieszczęścia. Znowu mediom zabrakło wyczucia i bezkrytycznie manipulują ludzkimi emocjami To też jest smutne. Ale tym razem nie ma wątpliwości, to nie Pan Bóg jest winien, że człowiek źle wyliczył, pożałował pieniędzy na odśnieżenie dachu, a może oszustwo było i na poziomie przetargu na budowę. Pan stworzenia, znów kiepskim okazał się panem. |
Rys. Andrzej Dąbek |
|