Elżbieta Dziewońska
Prezenty

Szabbat   21 Tewet 5766
21 stycznia 2006



      Lubię je dostawać, ale kupować także. I zgadzam się z tą grupą znajomych, którzy grudniowe święta traktują jako okazję zrobienia bliskim małej przyjemności i obdarowania materialnym drobiazgiem. Oczywiście jest tak, że najcenniejsze bywają podarunki niematerialne, czyli rozmowa w czasie właściwym, list, telefon ze zwykłym, czasami drażniącym mnie pytaniem „no i co tam słychać”. I to są prezenty od samego Boga, który wie, czego potrzebujemy, wie, że radość z otrzymanego kubeczka szybko przerodzi się w przyzwyczajenie, ale wszystkie pociechy, jakie dał nam poprzez Słowo, poprzez swego Syna, są zawsze potrzebne i najlepsze.

      Przed świętami wielekroć powtarzano informację, że najbardziej znienawidzonym prezentem są skarpetki, rajstopy, tanie perfumy. Ale myślę, że nie ma znaczenia ile prezent kosztuje, jak wygląda, ale jakie emocje wraz z nim są przekazywane, jak jest „opakowany”. Przypominam sobie o tym, bo chcę, by żaden mój list nie był zdawkowy, pozdrowienie formalne, ale by był dla ofiarowywanego przyjemnym prezentem. To dotyczy wszystkich życzeń płynących przed i po zmianie kalendarza.

      Ale zanim zmieni się kalendarz, zaserwowano Polakom niezłą atrakcję w postaci kończącej się w tym roku ulgi budowlanej, czyli kwoty na remont, zakup materiałów, którą można odliczyć od podatku. Oczywiście, kto więcej wyda, więcej odliczy. Jak to zwykle bywa, najwięcej zyskały na tym sklepy, zwłaszcza te największe. Wysprzątano magazyny z zalegających czasami całe lata towarów (podsłuchałam chłopców z obsługi). Stałam w ogromnej kolejce po fakturę, już bez emocji, bo towar był w bagażniku i spokojnie oglądałam pochłoniętych szaleństwem rodaków, miotających się pomiędzy regałami, promocjami, sprzedawców włóczących ledwo nogami, a tu jeszcze zachwalać, zachęcać trzeba, bo szef ma oczy wszędzie. Kasjerki z uśmiechem zastygłym na twarzy, nie wyrażały żadnej chęci do rozmowy, nawet kąśliwe uwagi puszczały mimo uszu. Jak łatwo można ludźmi manipulować. Wystarczy prezent, promocja, obietnica „zwrotu”. I trudno „się nie dać”.

      I na koniec, fragment pięknej książki E. Schmita (gorąco polecam) „Oskar i Pani Róża”: Próbowałem tłumaczyć rodzicom, że życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. Im bardziej się człowiek starzeje, tym większym smakiem musi się wykazać, żeby docenić życie.


Rys. Andrzej Dąbek