Elżbieta Dziewońska
CENZURO WRÓĆ

Szabbat   24 Cheszwan 5766
26 listopada 2005



      Głosy, że za komuny to było nam lepiej, wcale nie są takie rzadkie Ostatnio podczas dyskusji nad wyglądem i zawartością „Na straży” i „Wędrówki”, usłyszałam, że możemy być spokojni, bo są bracia cenzorzy, którzy czuwają nad czystością nauk i prawidłowym myśleniem czytelników. Dla mnie słowo cenzura ma już samo w sobie złe konotacje, dlatego od razu zareagowałam prawie nerwowo. Przypomniały mi się opowieści Janusza Głowackiego i innych pisarzy, jakie to sposoby wynajdowano, by wywieść w pole jedynie słusznie myślących cenzorów. Literaturze i prasie zupełnie to nie zaszkodziło, a wprost przeciwnie, tzw. „mowa ezopowa” rozwijała twórczo i pisarzy, i czytelników. Jeśli cenzura może jeszcze ożywić oba nasze pisemka, to nie mam nic przeciw. Ale myślę, że zawsze korzystniejsza jest rozmowa, analiza, a nie autorytarne wyrzucanie tekstów czy jego fragmentów. Intencje piszącego nie zawsze są tak oczywiste, jak się pozornie wydaje.
      Współcześni teoretycy literatury odchodzą od analizy tekstów starym sposobem, „co pisarz, poeta miał na myśli”. Dzieło powstaje w pełni na styku nadawca-odbiorca, pisarz-czytelnik. Ważne są odczucia, refleksje, jakie wywołuje książka, film u odbiorcy, on dzieło współtworzy. Oczywiście, poza tekstami informacyjnymi, bo te mają dać rzetelny obraz rzeczy.
      Bywa, że w konwencyjnych rozmowach słyszę, „ale to był ciekawy wykład”, a ktoś inny podchodzi i mówi coś zupełnie przeciwnego. Pamiętam zdarzenie z odwiedzin u nieżyjącego br. Suchanka. Paweł D., który powinien mieć przydomek „notujący”, opowiadał o świetnym w wykładzie, na którym i ja byłam, ale nie usłyszałam nic szczególnie ciekawego.
      Jeśli ma być jakaś cenzura, to w stronę dbałości o język, jasność przekazu, a nie o myśl. Dla mnie czasopisma nie powinny być wyrocznią, ale miejscem rozmowy, prezentowaniem poglądów. Mam kilka książek z wyciętymi fragmentami i znakiem cenzury (np. Dzienniki M. Dąbrowskiej). W pismach religijnych, adresowanych do ludzi rozumnych, wrażliwych, nie chciałabym takich adnotacji doczekać. Choć rozumiem tę tęsknotę, by wszystko było nazwane, by prawo odnosiło się do każdej sytuacji życiowej. O tym, że jest to nierealne, przekonali się Żydzi, do absurdu wręcz doprowadzając uszczegółowianie zasad i przepisów codziennego życia. Pan Jezus pokazał istotę i może tak jest trudniej, ale na pewno mądrzej.


rys. Andrzej Dąbek