Ufna radosna wiara

Co może się zdarzyć samotnemu mężczyźnie w tak emocjonujące wszystkich Walentynki?

W poniedziałki zwykle odwiedzam mojego przyjaciela a później idę na soczek i frytki do pobliskiego Centrum Handlowego. Wypiłem herbatkę owocową i zostawiłem zapracowanego Janusza z drukującym komputerem owoc jego działań. W czasie, w którym kolega dzielił swoje skupienie między mną a klawiaturą, z uwagą spostrzegłem przy dużym monitorze ułatwiającym swym rozmiarem pracę, plik karteczek ze sprawami do pilnego załatwienia. Teraz kiedy kluczyłem w ciemnych zaułkach blokowiska zadawałem sobie z bólem pytanie – co jest warte moje życie mało aktywnego rencisty, tak jałowe i bezczynne, bez listy z czerwonym kolorem wypisanych spraw do załatwienia, podkreśleniem i wykrzyknikiem wyróżniające te najważniejsze?

Powoli zwątpienie jak drapieżne zwierzę ogarniało całą moją świadomość. W końcu wylądowałem w barze sałatkowym i w zimowy lutowy wieczór, rozdarty swymi myślami, jak narkotykiem gasiłem swoje rozgoryczenie przyrządzoną na ostro surówką. Z bólem myślałem o zwodzących mnie optymistycznymi wizjami zachwytach Biblią, Planem Bożym, w którym według nich Bóg nie zapomina nawet o tych, którzy pogrążeni są w wielkim grzechu i nieprawości, w oddaleniu od ewangelii i prawdy. Przypomniałem sobie swoje olśnienia duchowością i niebem – to jest wina mojego zagubienia w życiu, orzekłem. Teraz czas na rozsądek – na cieszenie się tym co pokazują mi moje oczy, co odbierają moje zmysły, co jako prawdopodobne może stwierdzić rozsądek czterdziestoletniego, chcącego realizować swoje zamierzenia mężczyzny. Z dramatyczną decyzją rozpoczęcia wszystkiego w swym życiu od nowa pozostawiłem opróżniony z kapusty talerz i szklankę po napoju. W jednym momencie po opuszczeniu jadłodajni przelały się przeze mnie wizje nowych emocjonujących odkryć, fascynacji, wrażeń i... chyba wypłynęły ze mnie zupełnie.

Powoli, ze wzruszeniem wracałem w stabilny świat słów i zasad Słowa Bożego, w świat swojego wyobrażenia o łaskawym dla wszystkich ludzi Planie Dziejów. Nawet zmysłowe piękno mijanej dziewczyny o blond włosach, w koszuli w czerwone kwiaty i w krótkiej spódnicy zdawało mi się szeptać na przemian - “Biblia, Pismo Święte, Pismo Święte, Biblia...”

Kiedy po wyjściu na zewnątrz ogarnęło mnie chłodne, leciutko mroźne lutowe powietrze, poczułem tak rzeczywistą wiarę w piękny świat napisanych przeze mnie książek, pogodnych wierszy jak rzeczywisty był mijany żółty samochód dostawczy, który przywiózł najprawdopodobniej towar do dużego sklepu, tak ufną i radosną - jak siedząca na kolanach chłopaka dziewczyna w wiozącym mnie do mojego domu tramwaju...

Mały Ptak, Częstochowa, wtorek, 15 luty 2005 roku