Elżbieta Dziewońska

TO IDZIE MŁODOŚĆ


      Mój tata niebawem skończy 74 lata, ale zwykle mówi o swoim pokoleniu „my młodzi”. I gdy patrzę na jego werwę, chęć życia, otwartość na ludzi, to myślę, że nie jeden trzydziestolatek mógłby się od niego młodości uczyć. Zawsze, w każdej okoliczności „braterskiej” zaopatrzony jest w narzędzia i fartuch do naprawy kuchenki gazowej (każdej) oraz organki, na których przygrywa nawet niezbyt zachęcany.

      A w chórze „Sela”? Na konwencji w Krakowie wystarczyło jedno hasło Mirka i stanęliśmy gotowi śpiewać w czasie przeznaczonym „dla młodzieży”. Średnią wieku poprawiały Esterka z Edytą. Podczas letnich spotkań śpiewamy w towarzystwie dorosłych i dorastających dzieci, przekonaliśmy ich, że zgrupowania to przyjemna forma spędzania wakacyjnego czasu, a nie nudy.

      Lubię snuć wspominki o kursach biblijnych. Serce wypełnia radość, gdy patrzę na listę kierowników, gdy słucham śpiewu chóru Michała. Pamiętam go, jak na peronie w Krakowie pokazywał mi zeszyt gdzie mały, w okularkach na nosie badacz dociekliwy, miał zapisanych ponad sto pytań biblijnych. Jechaliśmy z maluchami do Białogardu. Miał lat 7, może 8. I Sławuś, który bardzo lubił śpiewać „Gdy Boży duch wypełnia mnie”, a z tej pieśni najbardziej zwrotkę „jak Dawid skakać chcę”. Pieśni z elementami ruchu wtedy nie były dobrze widziane, zwłaszcza w dość konserwatywnym Białogardzie, ale co było robić, gdy Sławuś często tę pieśń proponował i cały czas mnie pilnował, a gdy tylko na niego spojrzałam, dawał znaki: „skakać”. Czasami bardzo chciałam udać, że nie widzę. Dzisiaj nie odważyłabym się stanąć przed dzieciakami z gitarą, są w większości tak wyedukowani muzycznie, że znajomość podstawowych chwytów i chęć szczera, to trochę mało.

      Przypominam takie detale, żeby uświadomić, zwłaszcza młodym czytelnikom, jak wiele zmieniło się w naszej społeczności. Cieszę się, że wszystko toczy się dalej, że na konwencjach tyle jest nowych twarzy, nie wszystkich znam, często jednak rozpoznaję, bo podobni są do swych rodziców.

      W Andrychowie br. Jeremiasz P. w ramach swojego wykładu poprosił o zaśpiewanie „Mój Mistrzu” z „Cegiełek”. Sala śpiewała, słowa refrenu znali wszyscy. Bo śpiewnik jest nasz, a przecież tyle było kłopotów, gdy miał się ukazać. Ogromną mam wdzięczność dla tych, którzy nie zniechęcili się i „praca jest kontynuowana”. Bo z troską myślę o moich dzieciach i o dzieciach moich dzieci. Pracuję w szkole, rozmawiam z młodymi ludźmi i wiem jak wygląda oferta z drugiej strony.

     

rys. Andrzej Dąbek

Powrót