Myśl tygodnia (19 lutego 2005)

Największa radość rodziców

Dzieci nie da się wychowywać poprzez strach. I to, o czym marzą wszyscy rodzice, co jest chyba szczytem radości w każdym domu to, że czasem popatrzymy w to nasze niebo i uśmiechniemy się, przestaniemy się bać, odłożymy na bok całą filozofię, wszystkie spekulacje na temat Pana Boga, wszystkie figury, wszystkie obrazy, wszystkie zasady zapisane w Piśmie Świętym i będziemy cieszyć się, że świeci słońce. Bo uśmiech jest nieodłączny w życiu chrześcijańskim. Jeśli ktoś nie umie się śmiać, to nie jest chrześcijaninem. Chrześcijaństwo to pogoda ducha. Chrześcijaństwo to życie nasze, a obok niego drugie życie, zupełnie równoległe i cały czas toczy się walka, ażeby jak najwięcej mieć z tego drugiego życia, a nie z tego pierwszego. Żeby mieć wieczny sabat.

Nie ma dla rodziców większej radości niż ta, kiedy dzieci przyjdą i uśmiechną się. Był w Chrzanowie kurs dzieciaków, na którym miałem okazję być. Kiedy popatrzyłem po tych fantastycznych dzieciakach, zadałem sobie pytanie, dlaczego w życiu tak jest, że z całej tej gromady radosnych wspaniałych dziewczyn wyrośnie przynajmniej połowa starych zgryźliwych ciotek, a z tych młodych, wesołych, rozrabiających chłopaków przynajmniej połowa braci, co będą się gnębić o poglądy, będą sobie dogryzać i zazdrościć samochodów. Dlaczego tak jest? I dotarło do mnie momentalnie to, co Pan Jezus powiedział - jak się dziećmi nie staniecie, to nie ma o czym gadać. Dlaczego tak jest, że w życiu z wiekiem stajemy się zrzędni - dlaczego, - bo całą dziecięcość potrafimy w sobie zabić. Weszliśmy w ramy, z których wyjść nie umiemy, gnieciemy się w tym, ciężko nam, nie ma w nas Bożej radości, czegoś, co nas rozdyma i rozpycha. Zostały faktury i supermarkety. To jest straszne. A to jest najważniejsza rzecz: nie strach przed Bogiem, a i nawet nie to, że go doskonale rozumiemy, ale to coś, że chcemy po prostu do Niego przyjść i się przytulić. Wziąć Go za rękę i powiedzieć - Panie Boże zrób coś z tym życiem, żeby było mi dobrze. Postaw kogoś fajnego naprzeciwko, daj mi miłych przyjaciół, dobry zbór i wesołych ludzi.

Michał Targosz, „Wykład do chrztu”, Ciemnoszyje 2004

Powrót