Ps. 84:2-5
O, jak miłe są przybytki twoje, Panie
Zastępów!
Dusza moja wzdycha i omdlewa z tęsknoty do przedsionków Pańskich.
Serce moje i ciało woła radośnie do Boga żywego.
Nawet wróbel znalazł domek,
A jaskółka gniazdo dla siebie, Gdzie składa pisklęta swoje: Tym są ołtarze
twoje, Panie zastępów, Królu mój i Boże mój!
Błogosławieni, którzy w domu
twoim mieszkają, Nieustannie ciebie chwalą!
Sela
Na swoim biurkowym kalendarzu wyczytałem, że czwartek 23 września to pierwszy dzień jesieni...
Pochmurno, słońce czasami przebłyśnie przez deszczowe chmury, wiszące ciężko nad miastem. Zadzwoniłem do przyjaciela - martwi mnie jego nieobecność na nabożeństwach maleńkiej protestanckiej społeczności, której piękna i ciepła i ja doświadczyłem. Zajechałem autobusem - tłumaczył, ze taki czas w jego życiu, że modli się i czyta Pismo Święte. Ciepła rozmowa, gorąca herbata z cytryną, ale ja patrzę na szare niebo za oknem, kończące powoli wegetację kwiaty na balkonach...
Pytam z goryczą Boga, gdzie jest sens moich zachwytów długowiecznością, moich marzeń o twórczości, o dokonaniach... Gdy wychodzę z klatki schodowej zagubienie, bojaźń - jak nie dopięta kurtka, pozwalają przeniknąć zimnu moje ciało, całą moją świadomość. Czuję się znikającą z chodnika wilgocią, zmiętym jesiennym liściem, targanym przez wiatr, czuję przeraźliwy chłód kamiennego chrześcijańskiego krzyża, cmentarnej żydowskiej, półokrągłej macewy... Pytam siebie z drżeniem serca i umysłu - gdzie jest prawda, gdzie jest rzeczywistość - czy w wiosenno-letnim zachwycie długim życiem, radością, czy w przerażającym realnością jesiennym chłodzie? Mijam dobrze mi znane miejsca na związanym z dzieciństwem osiedlu Tysiąclecia. Jaki jest sens istnienia, życia tego bardzo dobrze uczącego się chłopca, potem zamkniętego w sobie młodzieńca, potem kaleczącego rzemiosło kaletnika i wreszcie spokojnego, przemierzającego wspomnieniem czas i miejsca swojego dzieciństwa - młodego jak na tę okoliczność - rencisty...
Mieszkanko mojej siostry przy ulicy Księżycowej to centrum moich wspomnień - tutaj się wychowywaliśmy, tutaj kształtowała się nasza wrażliwość.
Dzwonię domofonem - siostra otwiera drzwi bez pytania. Po skończonych korepetycjach z angielskiego pijemy nieosłodzoną zieloną herbatę w pastelowo-kolorowych filiżankach z porcelitu. Zdaje się, że oboje z moją siostrą jesteśmy wdzięczni Bogu, że możemy coś tak bardzo ciepło uszczypliwego powiedzieć o wadach naszych znajomych, przyjaciołach - których tak bardzo przecież lubimy. Tak jakby apropo moich zachwytów długowiecznością - rozważamy ewentualny termin pogrzebu naszej 67 letniej znajomej.
Ta krótka dwudziestominutowa, może półgodzinna chwila napełnia mnie olśnieniem - to w zwykłej codzienności, w cieple, jakie odczuwamy w kontakcie z człowiekiem jest ukryta PRAWDA, SENS !!! Z łzami wzruszenia w gardle mijam świetliste wystawy osiedlowych sklepów, myślę o ogniu, który poczuję między palcami a klawiaturą, kiedy będę pisał na komputerze ten małoptasi tekst...
Mały Ptak, Cz-wa, piątek, 24 września 2004 roku